Tujoza w odwrocie. Tuje są już niemodne?

Tuje od jakiegoś czasu nie mają dobrej passy. A do napisania niniejszego artykułu skłonił mnie – a jakże – artykuł antytujowy, łaskawie podrzucony przez wyszukiwarkę msn.com. Jego absolutnie „nieagresywny” tytuł brzmi: W Polsce to norma. Ogrodniczka grzmi. „Masochizm”.

Dowiadujemy się z niego, że pewna użytkowniczka FB, która również prowadzi blog ogrodniczy (przynajmniej z tego, co rozumiem z artykułu) popełniła wpis m. in. z takim fragmentem:
„Dziś będzie o chorobie zakaźnej toczącej Polski naród już od dziesięcioleci, która wyrządza nieoszacowane szkody w przyrodzie i krajobrazie. Tak, tak, pora zgrillować miłośników tuji, thuji, żywotników czy jak to dziadostwo każdy sobie zwie. Jeśli takim jesteś, odpuść łaskawie czytanie”.

Zgodnie z sugestią, nawet nie próbowałam odnaleźć oryginalnego wpisu, bo mimo, że jakąś potężną miłośniczką żywotników nie jestem, to nie znaczy też, że jestem im przeciwna. Natomiast będąc osobą wiele lat związaną z ogrodnictwem, oraz mającą za sobą też naukę w tym kierunku, postanowiłam dodać swoje trzy grosze.
Wydaje mi się, że ogrodnikom związanym z zawodem jest w zasadzie wszystko jedno, żywotnik to roślina jak każda inna. Niektórzy właściciele ogrodów lubią mieć tylko rośliny zimozielone, a inni wolą same krzewy liściaste i kwiaty. Są tacy, dla których równo przystrzyżony trawnik jest synonimem elegancji i zadbanego ogrodu, znam też takich, którzy traktują go jako dodatek do zarośniętych kwieciem przestrzeni. Kwestia wyśrodkowania wszystkiego.
Więcej mogą mieć tu do powiedzenia architekci krajobrazu, bo kiedy pracowałam czynnie w zawodzie, czasem słyszałam jak wspominają o małej wyobraźni klientów, którzy nie mieli wizji swojego ogrodu przed projektem, ale wiedzieli, że chcą żywopłot tujowy.

Zaciekawił mnie fragment mówiący, że tuje są złe, bo przenoszą fuzariozę (chorobę grzybową), przez którą gniją owoce i warzywa.
W zasadzie można się z tym zgodzić, ale akurat tuje nie są jedynymi winowajcami i raczej nie największymi. To szerszy problem, związany z rolnictwem mało i wielkoskalowym, bo fuzariozie sprzyja monokultura, brak płodozmianu na uprawach czy jednostopniowe zbiory. Sama mam przykład z pola sąsiadującego z naszym siedliskiem, gdzie rolnik po raz pierwszy od bodajże siedmiu lat postanowił zasiać zboże zamiast kukurydzy.
Z kolei w przydomowych uprawach, gdzie coraz częściej zabierają się za nie ludzie do tej pory nie miejący styczności z uprawą (bo postanowili przenieść się po wielu latach życia w mieście na wieś), zapomina się o czymś takim jak kultura płodozmianu, nie wie, że istnieje coś takiego jak allelopatia, wybija owady, z automatu sądząc, że są szkodnikami.

Tu kolejny fragment: „Mając takie bogactwo roślin, drzew i krzewów chcieć sadzić coś, co wymaga mnóstwa pracy, pielęgnacji, wody, ściółkowania, podcinania? Masochizm”.
Nie do końca rozumiem, na jakiej podstawie autorka sądzi, że tuje wymagają mnóstwa zachodu (przynajmniej tak mi wynika z tekstu), a inne rośliny żywopłotowe nie. Sami mamy żywopłot z żywotnika na działce (o czym za chwilę), są też takie u nas na osiedlu i poza wstępnym sadzeniem nie zauważyłam tego „mnóstwa pracy”. Ściółkowanie i podcinanie to wybór, nie wymóg. Ochrona przeciw chorobowa nie różni się zbytnio od ochrony reszty roślin w ogrodzie. Woda? Wydaje mi się, że rośliny o delikatnym ulistnieniu używane w żywopłotach będą sobie bez niej radzić znacznie gorzej w upalne dni niż tuje.

„Tłumaczę to sobie tym, że ludzie myślą, że to szybko rośnie, będzie zielona ściana i mało pracy”. 
Prawda jest taka, że tuje nie wymagają dużo pracy i rzeczywiście szybko rosną. Oczywiście musimy wziąć od uwagę odmiany, ale popularne Brabanty rocznie mogą osiągnąć przyrost 0.5 m, podczas gdy jeszcze bardziej popularne Smaragdy, mimo, że rosną nieco wolnej, to w wieku 10 lat średnio osiągają 3 metry. To wystarczający powód, by stwierdzić, że tak, będzie zielona ściana.
Ja bardzo doceniam te walory. Nasze siedlisko jest położone pośród pól, gdzie wiatry hulają nawet podczas letnich upałów. Rośliny są narażone na przeciągi, a same wiatry znacznie szybciej doprowadzają do przesuszenia gleby, niż zazwyczaj. Brak wysokich, zacieniających drzew w pobliżu sprawy nie ułatwia. Nasze drzewa, które zasadziliśmy kilka lat temu jeszcze nie osiągnęły takiej wysokości, by dostatecznie ocienić i zasłonić teren. Potrzebowaliśmy czegoś, co rośnie w miarę szybko, stanowi ścianę, która zatrzyma wiatr i nie straci na zimę liści. Zimowe wiatry tam są naprawdę przenikliwe i nieprzyjemne.
A ptaki? Dzięki temu, że tuje stanowią dość zwartą masę, schronienie w nich znajdują małe krzakówki typu mazurki czy sikorki. Widziałam też w nich gniazdo muchołówki. Dzięki temu, że tuje osłaniają nam ogród przed wiatrami, mogliśmy posadzić rośliny kwitnące i pojedyncze kwitnące krzewy i drzewa, na których mogą gniazdować inne gatunki.
Wobec powyższego – nie zgadzam się z nagonką na żywotniki. To nadal bardzo dobre rośliny na żywopłot, więc jeśli macie ochotę, po prostu je posadźcie. I nie dajcie sobie wmówić, że coś jest niemodne. Rośliny nie mają być modne, mają po prostu cieszyć wasze oko.

Co sądzicie o artykułach piętnujących tuje?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *